Ten sezon minął wyjątkowo szybko. Nie było mnie tu dla Was tyle ile bym chciała, ale mam mocne postanowienie w przyszłym roku to nadrobić.
Na samym początku chciałam Was szczerze przeprosić za brak wpisów. Życie w tym roku poukładało się tak a nie inaczej, i trochę poprzestawiało priorytety. Teraz zaczyna się Nowy Rok, tworzę nowe plany, i jednym z nich jest powrót do pisania dla Was. Oficjalnie obiecuję więc, że możecie się spodziewać większej regularności w nowych wpisach na Słonecznym Balkonie 🙂
Jeszcze zostało trochę komentarzy i mejli czekających na odpowiedź, ale to już po nowym roku 🙂
Ale teraz czas na główną część wpisu, czyli czego nauczyłam się w tym roku? (jeśli chodzi o uprawy balkonowe oczywiście 🙂 )
1. Sadzonki trzeba wcześniej przesadzać do większych pojemników
Za długo trzymałam pomidory w małych, ciasnych doniczkach i przez to owocowały mi dość późno. Teraz będę się pilnować aby jak najszybciej przesadzać rośliny do większych pojemników.
2. Łatwiej zapobiegać niż leczyć
W tym sezonie miałam mocne postanowienie aby regularnie wykonywać opryski wzmacniające z pokrzywy, skrzypu i wrotyczu. I nawet pomimo tego, że nie udało mi się wykonywać ich tak regularnie jak bym chciała to i tak odczułam ich działanie. Szkodniki pojawiły mi się w zasadzie tylko na papryczkach chili (ale za to solidnie 🙂 ), a cała reszta była stosunkowo zdrowa przez cały sezon. Tym samym stałam się jeszcze większym zwolennikiem oprysków wzmacniających.
3. Uprawiaj to czego używasz
Na początku sezonu (z dość ciężkim sercem) pozbyłam się części sadzonek – roślin takich, które istniały tylko na balkonie, nigdy w kuchni. I wiecie co? Nie dość że miałam więcej miejsca to dodatkowo nawet nie zauważyłam braku tych roślin 🙂 Wniosek z tego taki, że nie ma co się rozdrabniać na ogromną liczbę sadzonek – wybierajmy te, których używamy. Na resztę po prostu szkoda naszego czasu i miejsca na balkonie.
4. Różnorodność odmian pomidorów jest super
W tym sezonie miałam na balkonie 5 odmian pomidorów (będą wszystkie opisane w osobnym artykule). Bardzo podobało mi się testowanie ich smaków, porównywanie ich między sobą. Wiem już teraz, że na pewno co roku będę testować kolejne. Jest ich tak dużo, że chyba nigdy się nie skończą 🙂 Ale na pewno jest to jedna z tych rzeczy, którą uwielbiam w uprawianiu roślin jadalnych – możemy posmakować odmian, których nie mamy szans kupić w sklepie 🙂
5. Co swoje to swoje 🙂
Ten ostatni punkt może nie do końca jest nauczką z tego sezonu, ale kolejny raz przekonuję się, że smak własnych pomidorów, papryczek chili czy świeżych ziół jest nieporównywalny z tym, który oferują nam produkty w sklepach. Taki pomidor przede wszystkim pachnie 🙂 I mam pewność, że nie był pryskany chemią. Co swoje to swoje 🙂